sobota, 27 października 2012

Słów kilka o strawie...



Jedzenie… 

Przyszedł czas na opisanie tego, z czego słynie Grecja... 
Tradycyjna kuchnia grecka jest bardzo prosta, ale za to niesamowicie pełna w smaku. Tutaj liczy się jakość, a nie ilość. To jest ta cecha kuchni greckiej, którą niesamowicie cenię odkąd tu przyjechałam. Smak, który czujesz to pełnia tego, czego oczekujesz od jedzenia. Nie myślisz, że do tego można byłoby coś jeszcze dodać, nie odczuwasz niedosytu i niedopełnienia smaku. Jeżeli kiedykolwiek czuliście PEŁNY smak jedzenia, który dla mnie jest abstrakcją nie dającą się opisać, to wiecie, co mam na myśli. Wczoraj na kolację zajadałam chleb z oliwą z oliwek i był niesamowity. Ale dość tego, do rzeczy… 

Ponad miesiąc przebywania na Krecie, a ja ani słowa nie wspomniałam o jedzeniu. Dziwne, prawda? Biorąc pod uwagę mojego fioła na punkcie gotowania wydaje się to trochę nie w moim stylu. Powodów jest kilka… 

Pierwszy to ten, że zdecydowanie łatwiejszą opcją jest jedzenie na mieście. Nie wychodzi to również tak drogo jak w Polsce, gdy porówna się gotowanie w domu do jedzenia w restauracjach. Wiadomo – takie barowe dania nie do końca są bogate. Produkty spożywcze w sklepach niestety do najtańszych nie należą. Chcesz zjeść kurczaka? Jedyne ekonomiczne wyjście – pita albo sałatka z kurczakiem w Pertinosie (happy hours 16:30-18:30, 00:00-2:00). Natomiast bardzo fajną opcją są bazary, które odbywają się w mieście we czwartki i w soboty. Tam możesz dostać świeże owoce i warzywa z pierwszej ręki, pyszne, aromatyczne sery, niesamowicie słodkie miody, oliwki przeróżnie przetwarzane, albo związane bukieciki przypraw. Poza tym jakieś bazarowe ubrania, podróbki perfum, jakieś buty i w sumie całkiem niegłupia biżuteria…  

Drugi powód to brak kuchni w moim pojęciu tego słowa. A moja definicja jest bardzo prymitywna. W kuchni jest piekarnik i palniki do gotowania. Tutaj dysponujemy na porządku dziennym dwoma elektrycznymi palnikami, które grzeją jak im się podoba.  Więc wiadomo – albo robisz jajecznicę na śniadanie, albo makaron z sosem pomidorowym na obiad. Nie jest to najgorsza opcja, bo smaki tutaj są naprawdę dobre, aczkolwiek już powoli zaczynają nam się nudzić i makaron, i jajka… Mam w planach zatem na dniach rozruszanie kuchni w piwnicy. Tam powinno się dziać i to ostro! Zaczynam już w niedzielę. 

Odkąd tu jestem miałam okazję skosztować kilku tradycyjnych potraw. Dużo dobrego jedzenia było na festiwalu z okazji Dnia Turysty w Ajos Nikolaos(Άγιος Νικόλαος), kiedy byliśmy na trzydniowej wycieczce po Krecie. Pisałam o tym TUTAJ. 
Były zatem przepyszne grzanki po kreteńsku (które bardzo często przyrządza mój współlokator Tomek). Do zrobienia tego przysmaku potrzebne są kreteńskie dakos, czyli grzanki jęczmienne. Moczymy je lekko wodą, polewamy oliwą i solimy lekko. Następnie pocięte na drobną kostkę pomidory kładziemy na grzance, na to pokrojony ser feta, oregano, pieprz i sól. To wszystko. Tomek dodaje jeszcze odrobinę cebuli. Jak kto woli. Smak – nie do opisania!
Diples – grecki deser wykonany z bardzo cienkiego ciasta. Najpierw smaży się je na oleju na złocisty kolor. Po wyjęciu zrolowane paski moczone są w syropie albo tradycyjnie w miodzie. Posypuje się je orzechami albo cynamonem, a ja jadłam je z sezamem. Bardzo, bardzo, BARDZO słodkie.
Chalwas simigdakenios  - chałwa z kaszy kukurydzianej. Prawdę mówiąc nie przypomina w ogóle chałwy w naszym pojęciu tego słowa. Wygląda trochę jak bardzo gęsty grysik z bakaliami i ma również bardzo słodki smak jak diples. Prawdę mówiąc bardzo mi posmakowała. Może dlatego, że nadal jestem wierną fanką konsystencji grysiku.
Moussaka to jedno z najbardziej popularnych greckich dań. Jest to zapiekanka z ziemniaków i bakłażanów z mięsem mielonym w sosie beszamelowym  zapiekana w glinianych naczyniach. Dobre, ale jak to się u nas mówi „sakramencko” tłuste i kaloryczne (ok 900kcal na porcję).
Smażone papryczki nadziewane serem feta z pieczarkami i pieprzem. Przyrządziłam je sama, czerpiąc inspirację z książki kucharskiej, którą kupiłam przed wyjazdem na Erasmusa. I choć były z nimi małe przejścia, spowodowane beznadziejnością patelni, którą dysponowałyśmy w mieszkaniu, to smak był NIESAMOWITY. I tutaj potwierdza się kolejny raz to, o czym pisałam na początku – proste zestawienie dobrych jakościowo produktów czyni cuda. 

I tak z kulinarnego rozmarzenia trzeba przejść do deszczowej rzeczywistości. Trzy dni w tym tygodniu były paskudne. Tak, zaczęła się u nas „pora deszczowa”. Możecie już przestać mi zazdrościć słońca, temperatur koło trzydziestu stopni i ciepłego morza. Zaopatrzyć się musimy w parasole, wiatrówki i kalosze. A na Uniwersytecie studentki chodzą już w kożuchach i butach zimowych… Słyszałam, że w Polsce podobno jakieś załamania pogody, że niby znów zima zaskoczyła drogowców. Czy ktoś coś wie na ten temat? 

Greckie buziaczki dla zmarzniętej Polski! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz