niedziela, 16 września 2012

2294 km od domu, kieruj się na południe




Rzecz to znana, że koty lubią zatrzymywać się i kręcić w miejscu między na wpół uchylonymi drzwiami. Któż z nas nie mówił do kota: „Wejdźże nareszcie!” Niektórzy ludzie wobec jakiegoś wydarzenia mają również skłonność do niezdecydowanego dreptania w miejscu między dwoma postanowieniami, narażając się na zmiażdżenie przez los, zatrzaskujący nagle drzwi przygody. Ludzie nadmiernie ostrożni, choć przypominają koty, i dlatego właśnie że przypominają koty, ryzykują więcej niż ludzie odważni.
W. Hugo, "Nędznicy" 
Rozszarpana na wakacyjne chwile oddechu od pracy lektura Nędzników mimo, iż odbiega treścią od istoty tego, co czeka mnie w kolejnych miesiącach daje mi ciągle dużo do myślenia w tej sprawie. To niezdecydowane kocie dreptanie w miejscu jest plagą i chorobą naszego pokolenia. Ostrożność faktycznie nie przynosi pozytywnych efektów. Ryzykując w tym przypadku do stracenia jest bardzo mało, praktycznie nic, natomiast zyskać można wiele. 

Nie potrafiłam tej pierwszej notki napisać jednym rzutem.  Do mojego odjazdu od dzisiaj jest 21 dni i dopiero teraz powoli to wszystko zaczyna do mnie docierać. I to nie jest tak, że to po prostu jest zwykły wyjazd, „czym ty się kobieto przejmujesz?” To jest pewnego rodzaju przełom, który zaczyna się od przejścia przez wpół uchylone drzwi.  

15 dni do wyjazdu. Może dramatyzuję, ale teraz wiem że opuszczając miejsce w którym żyło się od dzieciństwa, opuszczając ludzi, z którymi dzieliło się każdą wolną chwilę, tak naprawdę traci się całkowicie siebie samego. Trzeba budować siebie od nowa. Można trąbić, że każdy jest niepowtarzalnym indywiduum, ale to inni warunkują to, kim jesteśmy. Nasza praca, to nasza praca, jednak z kim przestajesz, takim się stajesz. Nie ma życia bez kontekstu i teraz dopiero dobitnie dociera do mnie, jak bardzo ważne miejsce ten kontekst w moim życiu zajmuje. Powoli zaczynam doświadczać tego dziwnego uczucia, które ludzie żegnający się na dłuższy czas nazywają rozerwaniem serca.  

4 dni do odlotu. Ciśnienie w domu coraz większe, chociaż w sobie odczuwam jakieś takie dziwne opanowanie. Przeczytałam dzisiaj, że ludzie czasem tak mają, że w trudnych sytuacjach mimo wszystko zachowują zimną krew. Muszę ją chyba teraz wykorzystać jak najlepiej, bo cholera wie co się ze mną stanie tam daleko na południu ;) 

Kolejne notki postaram się pisać po polsku i po angielsku. Będzie dużo zdjęć widoków, ludzi i jedzenia. Może pojawią się jakieś przepisy, kto wie?

Odlatuję jutro. Mam nadzieję, że nie będę dłużej dreptać w miejscu. 

Wyjeżdżam tylko na chwilę, zaraz wrócę.

3 komentarze:

  1. Ja już na wstępie gratuluję Ci tego, że odważyłaś się na coś, na co mnie nigdy odwagi nie starczy ...
    Być może ten blog stanie się też dla mnie częśćią wędrówki wgłąb siebie

    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu już od jutra na pewno nie będziesz dreptać :)

    Mam nadzieję, że o mnie będzie można za jakiś czas powiedzieć to samo.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Ostrożność faktycznie nie przynosi pozytywnych efektów." O, to mi się podoba! :)

    OdpowiedzUsuń