Nie umiem pisać regularnie, ale jak się już zabiorę to w miarę jakoś jest. I teraz JAKOŚ tego wpisu postaram się zbudować.
Ostatnio życie tutaj odrobinę zwolniło, ale jeszcze 1.5 tygodnia i zleci mi 2 miesiące tutaaaaaj! Nie mogę w to uwierzyć, bo dopiero co pamiętam jak położyłam swoją stopę na ziemi kreteńskiej wysiadając z samolotu w Chani i jak pozytywnie zaskoczona byłam szybkością wydawania bagażu. Prawdę mówiąc z formalno-operacyjnych kwestii to była jedna dopięta, dopieszczona i wypucowana chwila w ciągu całego mojego pobytu tutaj. Reszta jest... chaosem.
Mam całkiem rozbity dzień, w sumie na to składa się wszystko, co dzieje się od wczoraj. Małe problemy z mieszkaniem, straszenie policją, prawnikami... Paranoja. A propos mieszkania - przenosimy się na Παλιά Πόλη, bliżej życia, bliżej erasmusów, klimatu prawdziwego Ρέθυμνο. Ale ile z tym problemów! Grecy są naprawdę bardzo dziwni, zwłaszcza ci, którzy widzą, że ucieka im kasa... Musimy patrzeć na swoją wygodę i nie dać się "przysłowiowo" WYRUCHAĆ pierwszemu lepszemu Grekowi. Z całym szacunkiem dla Nich.
Greckiego jest coraz więcej a czasu na naukę coraz mniej. Prawdę mówiąc powinnam teraz siedzieć nad zadaniami ze statystyki o których sobie przypomniałam wczoraj, ale spoko, do 23:59 jest jeszcze trochę czasu. OGARNĘ.Jeszcze a propos greckiego - 15 listopada mid term test... O zgrozo! I co teraz? A w grudniu podobno mamy być już na A2! Prawdę mówiąc super jest wyłapywać z rozmów Greków, z telewizji czy radia (póki co) pojedyncze słowa, które rozumiesz! To motywuje do nauki. Podsumowując - GRECKI SPOKO.
Ostatnio ruszyliśmy nasze rozleniwione tyłki i pochodziliśmy po okolicy. Jakie było zdziwienie naszych kolegów - Greków kiedy powiedzieliśmy, że trasa na Myli Gorge miała koło 20 kilometrów. "I wy tam poszliście pieszoooo?". No tak, lepiej siedzieć na tych skuterach, wpieprzać pączki i hodować opony od traktorów.
A Myli Gorge, właściwie jego stacja końcowa - Banana Bar, jest upiorny. Trafiliśmy tam kiedyś samochodem, z jednej strony pionowa ściana w górę, z drugiej przepaść. Droga niewiele szersza od samochodu. Jest noc, ciemno. Dojeżdżamy, koniec trasy. Nie ma gdzie zawrócić. Przed sobą widzimy napis Myli Gorge, na tabliczce stare skórzane buty i głowa lalki uczepiona lewego górnego brzegu. Ja - pełne majtki, nienawidzę lalek, są przerażające! Na dole coś się dzieje, jacyś cyganie czy coś, albo dzikusy z dżungli, nie wiadomo co robić. Ja piszczę, Aśka wystraszona tak samo jak ja. A Adrian - pełen chill i na wstecznym po tej zrytej od wody drodze. MAMO! Nie pamiętam kiedy byłam tak bardzo przerażona. To miejsce było dla mnie najgorszym koszmarem. Co się okazało - trafiłam tam jakieś 3 tygodnie później, czyli ostatnio! Nieświadomie, radośnie krocząc ścieżynkami wąwozu Myli. A tu nagle TEN SAM WIDOK!
Dobra, koniec, bo mi się zaczynają trząść ręce na samo wspomnienie. Ale co było fajne - JUMA! Dla niewtajemniczonych, juma jest czynnością motoryczną, której celem jest dostarczenie wycieńczonemu, biednemu organizmowi studenta erasmusa pożywienia w postaci pachnących pomarańczy i słodkich winogron. King of Juma - Sebastian. Nie wąchaliście nigdy pomarańczy z jumy, nie czuliście nigdy smaku winogron rosnących nad drogą spokojnie czekających na jumaczy. I reguła wypadu na wycieczkę - wracasz z większą ilością jedzenia, niż zabrałeś.
Proste?
No to teraz trochę szczęścia na zdjęciach. Wypad do Myli Gorge, przez Agia Eirini, Rousospiti, Hronomastiri.
Ostatnio życie tutaj odrobinę zwolniło, ale jeszcze 1.5 tygodnia i zleci mi 2 miesiące tutaaaaaj! Nie mogę w to uwierzyć, bo dopiero co pamiętam jak położyłam swoją stopę na ziemi kreteńskiej wysiadając z samolotu w Chani i jak pozytywnie zaskoczona byłam szybkością wydawania bagażu. Prawdę mówiąc z formalno-operacyjnych kwestii to była jedna dopięta, dopieszczona i wypucowana chwila w ciągu całego mojego pobytu tutaj. Reszta jest... chaosem.
Mam całkiem rozbity dzień, w sumie na to składa się wszystko, co dzieje się od wczoraj. Małe problemy z mieszkaniem, straszenie policją, prawnikami... Paranoja. A propos mieszkania - przenosimy się na Παλιά Πόλη, bliżej życia, bliżej erasmusów, klimatu prawdziwego Ρέθυμνο. Ale ile z tym problemów! Grecy są naprawdę bardzo dziwni, zwłaszcza ci, którzy widzą, że ucieka im kasa... Musimy patrzeć na swoją wygodę i nie dać się "przysłowiowo" WYRUCHAĆ pierwszemu lepszemu Grekowi. Z całym szacunkiem dla Nich.
Greckiego jest coraz więcej a czasu na naukę coraz mniej. Prawdę mówiąc powinnam teraz siedzieć nad zadaniami ze statystyki o których sobie przypomniałam wczoraj, ale spoko, do 23:59 jest jeszcze trochę czasu. OGARNĘ.Jeszcze a propos greckiego - 15 listopada mid term test... O zgrozo! I co teraz? A w grudniu podobno mamy być już na A2! Prawdę mówiąc super jest wyłapywać z rozmów Greków, z telewizji czy radia (póki co) pojedyncze słowa, które rozumiesz! To motywuje do nauki. Podsumowując - GRECKI SPOKO.
Ostatnio ruszyliśmy nasze rozleniwione tyłki i pochodziliśmy po okolicy. Jakie było zdziwienie naszych kolegów - Greków kiedy powiedzieliśmy, że trasa na Myli Gorge miała koło 20 kilometrów. "I wy tam poszliście pieszoooo?". No tak, lepiej siedzieć na tych skuterach, wpieprzać pączki i hodować opony od traktorów.
A Myli Gorge, właściwie jego stacja końcowa - Banana Bar, jest upiorny. Trafiliśmy tam kiedyś samochodem, z jednej strony pionowa ściana w górę, z drugiej przepaść. Droga niewiele szersza od samochodu. Jest noc, ciemno. Dojeżdżamy, koniec trasy. Nie ma gdzie zawrócić. Przed sobą widzimy napis Myli Gorge, na tabliczce stare skórzane buty i głowa lalki uczepiona lewego górnego brzegu. Ja - pełne majtki, nienawidzę lalek, są przerażające! Na dole coś się dzieje, jacyś cyganie czy coś, albo dzikusy z dżungli, nie wiadomo co robić. Ja piszczę, Aśka wystraszona tak samo jak ja. A Adrian - pełen chill i na wstecznym po tej zrytej od wody drodze. MAMO! Nie pamiętam kiedy byłam tak bardzo przerażona. To miejsce było dla mnie najgorszym koszmarem. Co się okazało - trafiłam tam jakieś 3 tygodnie później, czyli ostatnio! Nieświadomie, radośnie krocząc ścieżynkami wąwozu Myli. A tu nagle TEN SAM WIDOK!
Dobra, koniec, bo mi się zaczynają trząść ręce na samo wspomnienie. Ale co było fajne - JUMA! Dla niewtajemniczonych, juma jest czynnością motoryczną, której celem jest dostarczenie wycieńczonemu, biednemu organizmowi studenta erasmusa pożywienia w postaci pachnących pomarańczy i słodkich winogron. King of Juma - Sebastian. Nie wąchaliście nigdy pomarańczy z jumy, nie czuliście nigdy smaku winogron rosnących nad drogą spokojnie czekających na jumaczy. I reguła wypadu na wycieczkę - wracasz z większą ilością jedzenia, niż zabrałeś.
Proste?
No to teraz trochę szczęścia na zdjęciach. Wypad do Myli Gorge, przez Agia Eirini, Rousospiti, Hronomastiri.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz